Wyobraźcie sobie, że hodujecie i usiłujecie wytresować dużego węża dusiciela – pytona, boa lub innego gada tego rodzaju, który jest od was ciut większy i ciut silniejszy. Któregoś dnia wasz pupilek przestaje zjadać króliczki, świnki morskie i chomiki. Martwicie się, bo wąż musi przecież coś jeść. Idziecie do weterynarza, a ten wyjaśnia, że wasz „pysio” wcale nie jest chory, on prostu robi sobie miejsce na was. Dzikiego zwierzęcia nie wytresujecie w domowych warunkach. On zawsze pozostanie dziki i nieobliczalny. Tak jest z Facebookiem. Ilu teoretyków, tyle instrukcji, ale żadna nie będzie działać zawsze, wszędzie i w każdych warunkach.
Na moich warsztatach podawałem przykład postu z profilu wafelków Góralki, który do dziś zyskał ponad 7,5 tysiąca „lajków”, 31 tysięcy komentarzy i był udostępniany przeszło 220 razy. Oceniłem go pozytywnie, jako dosyć kontrowersyjny, ale w pełni kontrolowany sposób na angażowanie fanów. Kilka dni później oglądałem prelekcję Huberta Tworkowskiego z Sotrendera. Również mówił o tym poście ale uznał go za zły przykład komunikacji. Więcej! Przytoczył go jako przykład źle przemyślanej komunikacji. Spierać się nie będę, ale wysnuję pewien wniosek. Skoro nawet teoretycy nie potrafią ustalić wspólnego stanowiska w sprawie dobrych i złych praktyk na Facebooku, to tym bardziej nie można mówić o jednej, uniwersalnej instrukcji dla każdej marki.
Pewnie – są wskazówki, są wytyczne i podstawowy „must have” dla nowego profilu. Są zasady, których teoretycznie nie wolno łamać. O instrukcji z obrazkami zapomnijcie, chyba, że macie pomysł, jak takie narzędzie powinno wyglądać i jeszcze ja się czegoś nauczę? ;)
No i ten „feralny” wpis: